ZA
WSPÓLNOĄ SPRAWĘ ... Tadeusz Bartkowiak Nadsłuchiwali ... Kobiety z zapartym tchem wpatrywały się w drzwi, zza których coraz wyraźniej dochodził odgłos kroków. Po kilkunastu minutach do kuchni wszedł stróż folwarku w Chwalibogówku Franciszek Kempiak. Domownicy odetchnęli z ulgą. - Przyszli Rosjanie - powiedział mężczyzna. Trzeba im pomóc. Dajcie kawę i chleb. Nie mają czasu ... Po godzinie, pomimo trudności językowych, przybysze zaopatrzeni zostali we wszystko, niezbędne produkty żywnościowe. Wskazano im drogę w kierunku Pyzdr. Był dzień 15 października 1942 roku. Minęła godzina 20.00. Nękani terrorem okupanta, mieszkańcy małego przysiółka koło Wrześni szybko zapomnieli o spotkaniu z grupą radzieckich żołnierzy. Po 10 miesiącach sprawa odżyła jednak na nowo, bowiem Niemcy nieoczekiwanie dowiedzieli się o nocnej wizycie. Rozpoczęło się trwające dni śledztwo. Wyrok był surowy. "Za popieranie ucieczki radzieckich jeńców wojennych" jeden z oskarżonych skazany został na karę śmierci ... Po 36 latach, członkowie prowadzącej ożywioną działalność Komisji Historycznej Koła ZBoWiD we Wrześni natknęli się na strzępy dokumentów dotyczących tamtych dni. W jednym z nich, w 8października 1943 roku podpisali go: prezydent Senatu Rex, sędzia Sądu Apelacyjnego Zumpe, radca Sądu Apelacyjnego dr Meier, prokurator dr Jungmann i pracownik sądowy Miehe, czytamy: - "W imieniu narodu niemieckiego, za pomoc w ucieczce radzieckich jeńców wojennych zasądza się oskarżonego Józefa Kempiaka na karę śmierci, Pelagię Kempiak z domu Hurysz na 8 lat, Władysława Kosmalę na 4 lata, Jadwigę Mizerkiewicz na 3 lata, Józefa Waszaka i Stefana Parzęczewskiego na 2 lata, Mieczysława Plucińskiego na 1 rok i 6 miesięcy oraz Czesława Waszaka i Zygmunta Kopę na 6 miesięcy obozu karnego". Dwa miesiące później, w dniu 16 grudnia 1943 roku, z kancelarii Namiestnika Rzeszy w Kraju Warty niejaki Steinberg pisze kolejne pismo. Informacja adresowana do "Pana Ministra Sprawiedliwości Rzeszy w Berlinie W 8" była lakoniczna: "Namiestnik rzeszy w "Kraju Warty", dekretem z dnia 25 stycznia 1943 roku, nie skorzystał z prawa łaski. Wyrok wykonano prawidłowo (skazany został zagilotynowany w dniu 3 grudnia 1943 roku w więzieniu przy ulicy Młyńskiej - przyp. autora). Wykonanie egzekucji uległo zwłoce, ponieważ początkowo - stosownie do zarządzenia Namiestnika Rzeszy - zamierzano egzekucję wykonać publicznie ...". Mówi przewodniczący Komisji Historycznej Koła ZBoWiD we Wrześni Alojzy Pluciński. - Informacja zawarta w akcie oskarżenia oraz w uzasadnieniu wyroku rzuciły nieco światła na sprawę mało dotychczas znaną. Wiedzieliśmy jedynie, że skazany na karę śmierci Józef Kempak był w 1939 roku żołnierzem 15 pułku ułanów, że zasłużył się w kampanii wrześniowej, a następnie był robotnikiem rolnym w Chwalibogówku. Nawiązaliśmy kontakt z pozostałymi bohaterami tamtych wydarzeń. Interesuje nas przede wszystkim odpowiedź na pytanie: kim byli Rosjanie: zbiegłymi z obozu lub z przymusowych robót jeńcami wojennymi, czy też zrzuconymi na tyłach wroga skoczkami spadochronowymi? W jakim okresie znaleźli się na terenie "Kraju Warty"? Dokąd udali się z Chwalibogówka? Jakie były ich dalsze losy? Pojechaliśmy na spotkanie z ludźmi, którzy - pomimo grożącego im niebezpieczeństwa - nie odmówili pomocy przybyszom. Ich relacje nie dają wprawdzie jednoznacznej odpowiedzi na postawione wyżej pytania, lecz w dużym stopniu wyjaśniają przebieg wydarzenia, które poprzedziło surowy w konsekwencji wyrok. Mówi Pelagia Stankowiak, I-voto Kempiak z domu Hurysz: - Rosjan przyprowadził do domu Franciszek Kempiak, ojciec mego, skazanego później na karę śmierci, męża Józefa. Powiedział, że trzeba im pomóc. daliśmy przybyszom dużo świeżego chleba i kawy, napełniliśmy ich manierki wodą. Byli głodni, ale nie wynędzniali; znajdowali się w dobrej kondycji fizycznej. Dowódca grupy, zauważyłam, że pod płaszczem miał odznaczenia, mówił, że są oni spadochroniarzami, że hitlerowcy nie mogą dowiedzieć się o ich wizycie u nas. Po godzinie mąż wskazał Rosjanom drogę do Biechowa i wyjaśnił, jak dalej, jak trzeba iść do Pyzdr. - O radzieckich przybyszach dowiedziałem się od siostry pani Pelagii, Jadwigi Mizerkiewicz z domu Hurysz - mówi Zygmunt Kopa. W zasadzie chodziło o mego brata Antoniego, który miał spełnić rolę tłumacza. Poszedłem ja. Zauważyłem, że wszyscy posiadają broń. Miałem wtedy 15 lat i bacznie obserwowałem naszych gości. Wielokrotnie pytali o drogę. Po godzinie opuścili zabudowania Kempiaków. Słuchając relacji wrześnian, zatrzymujemy się w miejscu, gdzie w okresie okupacji stał dom rodziny Kempiaków. Obecnie nie ma po nim śladu. W okolicy, tak jak przed laty, prawie nie ma zabudowań ... - Sądzę, że właśnie ten fakt zadecydował, iż Rosjanie zatrzymali się właśnie u nas - kontynuuje Jadwiga Mizerkiewicz. Byli głodni. Mówili, że bardzo im się śpieszy. Pytali o bezpieczną drogę i o to, czy w okolicy nie ma Niemców. Pobiegłem po Mieczysława Plucińskiego i Czesława Waszaka. Rosjan było 8, może 12; dokładnie nie pamiętam. Wiem, że nie wszyscy weszli do izby. Jeden z nich, chyba dowódca, miał broń krótką oraz mapnik - wtrącił Mieczysław Pluciński. Wszyscy ubrani byli w wojskowe bluzy i nie wyglądali na zbiegłych jeńców. - Pamiętam, jak za zgodą Rosjan ubrałem się w mundur jednego z nich - mówi Czesław Waszak. Założyłem też pas i furażerkę; przez ramię przewiesiłem karabin. Wszyscy śmiali się. Ktoś powiedział: "Charaszo sałdat". - Jeden z żołnierzy stał na warcie - dodaje brat Józefa Kempiaka, Jan. Na cembrowinie małej studzienki stał karabin maszynowy z magazynkiem talerzowym. Przypomniałem sobie wtedy, że kilka lub kilkanaście dni przed październikowym spotkaniem nad Bardem krążył samolot. Następnego dnia dowiedziałem się, że na łąkach- między Bardem a Książnem - był zrzut, który Niemcy podobno przejęli. Może byli to właśnie Rosjanie, których jednak nie ujęto. - O grupie Rosjan dowiedziałem się od pani Pelagii - mówi Stefan Parzęczewski. Wprawdzie byłem już w łóżku, lecz ubrałem się i pobiegłem do zabudowań sąsiadów. Naliczyłem 8 mężczyzn, którzy byli dobrze ubrani i uzbrojeni w "pepesze". Mieli też mapy wojskowe oraz zdjęcia swych rodzin. Czuli się bezpiecznie, bowiem w okolicy byly jedynie trzy chaty, obora i stodoła. Moim zdaniem byli to skoczkowie spadochronowi. Pomimo szalejącego terroru i represji okupanta (dzień wcześniej, 14 października 1942 roku, w sąsiedniej wsi Chocicza Wielka powieszono publicznie Polaka, który dał żywność i odzież dwom zbiegłym jeńcom radzieckim - przy. autora) mieszkańcy Chwalibogówka nie odmówili przybyszom pomocy. W opinii świadków byli to prawdopodobnie spadochroniarze, prowadzący działania na tyłach wroga. relacje te są wprawdzie sprzeczne z aktem oskarżenia, w którym mówi się o zbiegłych jeńcach, lecz można przyjąć, że nawet hitlerowcy nie chcieli przyznać się przed Berlinem, że na terytoriach rządzonych "żelazną ręką" Warthegau" działają grupy dywersyjne wojsk radzieckich. Kim byli Rosjanie, którzy w zimny październikowy wieczór zapukali do drzwi rodziny Kempiaków? Nie dowiemy się tego już nigdy. Sądzę jednak, że jeżeli żyją, wspominają ludzi, którzy w imię wspólnej walki z faszyzmem, nie zważając na konsekwencje, nie odmówili im pomocy. Źródło: z gazety ???? dział "Z historii ruchu oporu w Wielkopolsce" artykuł "Za wspólną sprawę" autorstwa Tadeusza Bartkowiaka, wydawca: ??? |