Przygotowując historię mojej wsi korzystałam z różnych źródeł informacji. Jednak dawne czasy Chociczy Wielkiej udało mi sie opisać głównie dzięki panu Janowi i Wandzie Jakubowskim. Oto ich relacja:
Przed I wojną światową majątek Chociczy Wielkiej należał do państwa. Po jej zakończeniu dobytek naszej wsi przeszedł w ręce dzierżawcy - pana Trawińskiego. Pomagał mu urzędnik Kazimierz Walczak. Władzę tę, pan Trawiński posiadł do rozpoczęcia II wojny światowej. Po 1939 roku rozpoczęła się okupacja i miejsce pana Trawińskiego zajęli Niemcy. Trwało to do roku 1945.
Od roku 1945 do 1946 nie było ustalonego właściciela majątku Chociczy Wielkiej. W 1946 roku w Chociczy Wielkiej rozpoczęła się parcelacja gruntów ornych przez ówczesną reformę rolną. Był to podział roli na mieszkańców wioski. Trwało to do 1952 roku.
Następnie zawiązała się spółdzielnia produkcyjna, która produkowała produkty rolne. Odpowiedzialny wtedy za to był przewodniczący - pan Kazimierz Walczak później Borecki Jan, a na końcu Franciszek Kubczak. W latach 80 spółdzielnię prowadzili prezesi: Marian Goderski, a następnie Henryk Jaronii. Nieco niżej był kierownik Marian Obst. Spółdzielnia rozwiązała się po upadku komunizmu. W tym czasie upadały także PGR w innych wioskach. Ziemia ta poszła w prywatne ręce w latach 90.
W 1990 roku wchodziła zmiana ustroju czyli demokracja. W Chociczy Wielkiej dzierżawcy posiadali nie tylko dobytek naszej wioski, ale także pałac, który znajduje się w centrum wsi. Zmieniał on właścicieli tak samo jak majątek. Pałac został wykupiony w 1995 roku wraz z 12 ha ziemi przez Mariana Obsta, a resztę ziemi rozprzedano byłym członkom spółdzielni razem z całym dobytkiem.
Pałac wraz z otaczającym parkiem pan Obst prowadzi aż do dzisiejszego dnia jako agroturystykę.
Opowiem jeszcze o moim pra, pradziadku Stanisławie Kubczaku.
W czasie II wojny światowej był on robotnikiem rolnym, a mianowicie pracował przy koniach. Podczas prac polowych przyszło do niego dwóch mężczyzn w rosyjskich mundurach, prosząc go o ubranie cywilne i jedzenie. Zgodził sie im pomóc, gdyż było mu ich żal. Wyniósł na łąkę pod Żerniki potrzebne rzeczy. Były tam zarośla, więc ciężko było komukolwiek go dostrzec.
Po trzech dniach od tamtego zdarzenia mój dziadek został aresztowany przez policję niemiecką (Gestapo), za udzielenie pomocy Rosjanom. Siedział w więzieniu we Wrześni około trzech miesięcy. Następnie został wywieziony do Poznania na ulicę Młyńską. Tam przebywał dwa miesiące. Został przywieziony rano dnia 8 stycznia 1943 roku. tego samego dnia przed samym południem został wyczytany wyrok egzekucji przez powieszenie. Stracony został w samo południe przez szefa Gestapo Erwina Bucherta, był on rodakiem z Wrześni. Po śmierci mojego pradziadka pan Stanisław Jakubowski i Antoni Waszak zdjęli mu pętlę z szyi i wywieźli ciało w nieznane miejsce. do dzisiaj nikt nie wie gdzie.
Po śmierci mojego pradziadka we wsi zaczęły się plotki, że wcale nie przyszli do niego Rosjanie, tylko Niemcy, a te ubrania i jedzenie to była podpucha.
spisała Aneta Pawłowska
uczennica klasy VIb SSP w
Chwalibogowie (2012 rok)